niedziela, 27 listopada 2011

Nie chcę umrzeć z kredą w ręku!

Kiedy wybierałam zawód na całe życie, nie kierowałam się ilością wolnych dni czy długością urlopu. Od zawsze lubiłam dzieci, wymyślałam dla nich zabawy, a moje młodsze siostry na długo przed przestąpieniem progu szkoły potrafiły czytać, pisać, liczyć... Z niecierpliwością oczekiwały chwili, kiedy pani potwierdzi istnienie liczb ujemnych... Znajomi moich rodziców zapraszali mnie tez na imprezy, bo było wiadomo, ze dzieciaki wyjdą z imprezy zadowolone i wybawione. Zbuntowałam się dopiero jako zupełnie pełnoletnia osoba, kiedy na wycieczce do Wrocławia chciano mnie uszczęśliwić opieką nad pokaźną grupą ministrantów (sympatycznych, zresztą, ale niekoniecznie na wycieczce, na którą wybrałam  się z grupą MOICH znajomych).
 W każdym razie nauczycielką zostałam z pełnym przekonaniem. Skończyłam Studium Nauczycielskie, a po trzech latach- głodna wiedzy- rozpoczęłam studia. Potem jeszcze mnóstwo kursów, żeby uczyć lepiej. Z czasem stwierdziłam, że to jednak ktoś mądry wymyślił, że nauczyciel ma pracować 30 lat, a potem zająć się wnukami albo pracą społeczną. Teraz, kiedy do szkoły wkroczyły pełne wigoru sześciolatki, poczułam się baaardzo stara. A teraz dowiedziałam się, że emerytura odchodzi w siną dal. Nie chcę umrzeć przy tablicy. Nawet, gdybym miała za to dostać pośmiertnie jakiśtam order. Nie chcę. A nadal lubię dzieci i - jeszcze- moja pracę. I chce mi się - jeszcze- szukać ciągle czegoś nowego. Ale jak długo???
 Przeczytałam przed chwilą artykuł, w którym moja starsza koleżanka pisze, że umrze przy tablicy z kredą w ręku. Jak Stasia Bozowska. Taaa. Tak pisze, a myśli sobie "Czemu wreszcie ktoś z władnych nie przyjdzie na tydzień do szkoły- tak na zastępstwo za jakiegoś biednego nauczyciela, którego siły opuściły? Żebym nie musiała umierać przy tablicy..."

czwartek, 18 sierpnia 2011

Uwaga, zły pies! Uwaga, dobry pedofil!

 Nawet najlepsze prawo nie chroni naszych dzieci w wystarczający sposób. I my nie będziemy go trzymać zawsze za rękę... Ostatnio słyszałam rozmowę dwóch nastolatek. Jedna zaśmiewała  się, opowiadając, jak to na czacie facet wypytywał ją o szczegóły anatomiczne i próbował ją namówić na przesłanie zdjęcia. Jakiego- nie powiedziała, ale z podtekstu można się było domyślić. Od początku zbywała go i powtarzała, że ma smarkate naście lat, a on ją zapewniał, że mu to nie przeszkadza. W końcu uświadomiła go, że JEJ i owszem, nazwała go starym pedofilem i się wyłączyła. I tyle. W tym przypadku. Pewnie dlatego, że razem z mamą przerobiły to już wiele razy (m.in. wspólne serfując po sieci). A ile dziewczynek da się wciągnąć? Najczęściej mają wtedy poczucie winy-  i nie wiedzą, do kogo się zwrócić. Nie osądzajmy dzieci, kiedy stało się coś złego. Czuły się tak bezpiecznie w zaciszu własnego domu... Im teraz trzeba pomóc. Dziś znalazłam w Internecie artykuł. ( TU KLIKAJ) Myślę, że warto go przeczytać. Przecież zależy nam na naszych dzieciach. I chciałam zwrócić uwagę na to, że chłopcy nie są bardziej bezpieczni niż dziewczynki.

piątek, 22 lipca 2011

Jestem jeszcze dzieckiem, mamo!

4. Nie rób ze mnie większego dziecka, niż jestem.
To sprawia, że przyjmuję postawę głupio dorosłą. /J.Korczak/


Czyli inaczej-
 Pozwól mi być dzieckiem.
 Pozwól mi być dziecinnym teraz, bo już niedługo będzie na to za późno.
 Nie każ mi być dojrzałym i odpowiedzialnym- nie zrzucaj na mnie swojej odpowiedzialności.
Pozwól mi być jeszcze dzieckiem. Póki nim jestem.

czwartek, 7 lipca 2011

"To była metafora artystyczna"

Na koncercie Adam Darski, lider grupy Behemoth podarł Biblię. Jej strzępki miały być później spalone przez fanów zgromadzonych na koncercie (nieletnich- jak mniemam).
Uważa on, że miał do tego prawo, bo:

  • jest wolnym człowiekiem
  • drąc Biblię, i wygłaszając pod jej adresem krytykę, nie miał zamiaru nikogo obrazić (!)
  • według jego wiedzy żadna z obecnych na koncercie osób nie poczuła się obrażona
  • obrażone zostały osoby, które nie były na koncercie, nie rozumieją kontekstu i przekazu
  • koncert, na którym do tego doszło, był imprezą zamkniętą
  • na każdym bilecie wstępu znajdowała się adnotacja, że występu nie wolno nagrywać i filmować, nie wolno też rozpowszechniać zarejestrowanego materiału
  • a w ogóle to była "metafora artystyczna" (i co - w domyśle - "wara wam od tego"?)
Ja też jestem wolnym człowiekiem. Na koncercie nie byłam, nie wolno mi było obejrzeć filmiku (to pewnie z troski o mnie?), czuję się dotknięta takim zachowaniem i nie widzę jakiegokolwiek przesłania w profanacji Biblii. Nie jestem mahometanką, ale do głowy by mi nie przyszło palenie Koranu nawet na najbardziej kameralnej "imprezie" - bo szanuję innych. I siebie.
Pan Darski stwierdził. że zapis, który znalazł się w Internecie, był wykonany nielegalnie. Bo co? Bo go zdemaskował? To trochę tak, jakby złodziej obraził się na telewizję przemysłową, bo go złapała na kradzieży. Tak, wiem, wiem, to uproszczenie... Ale złodziej też nie wyraża zgody na filmowanie ;).
Powiedział jeszcze pan Darski, ze mimo, iż nie uznaje wartości zawartych w Biblii czy Dekalogu, nie znaczy, że nie jest porządnym (uczciwydobryszlachetnyprawyczysty), pożytecznym (pomocny, użyteczny, przydatnyczłowiekiem. Może jeszcze "szlachetnym"? (takiktóry postępuje dobrzeuczciwiew sposób wspaniałomyślnyprawysprawiedliwybezinteresownycharakteryzujący się subtelnościąharmonią)  ???

Zastanawiam się - to naiwność? bezmyślność? zła wola?
Nie wiem... Po prostu nie wiem.

Artykuł zamieszczony w wp.pl można przeczytać tu.



czwartek, 23 czerwca 2011

Procesja

Procesja to taki sport dla wytrwałych. Zaczyna się tam, gdzie diabeł mówi dobranoc, a raczej według legendy- straszy w starym młynie -  potem jest podejście pod wielką górę, żeby dotrzec do kościoła. Być może taki był lajtmotiw - od upadku do uświęcenia... Nie wiem. Ale szkoda mi było tych bardzo starszych ludzi, którzy ze łzami w oczach zawracali - "Nie dam rady dojść..." Nie każdy ma kogoś z samochodem... Szkoda. Kiedyś procesja robiła małe kółko- każdy wydolił. Wiem, wiem, to były czasy zamierzchłej komuny i procesja szła po opłotkach. Ale potem już było można i procesja szła bokiem - robiła kółko, wracając środkiem miasta. Teraz znowu chodzi po opłotkach.

wtorek, 31 maja 2011

Co się dzieje w naszym kościele?

 Był czas, że łaziski kościół pękał w szwach. Ławki były zajęte na długo przed rozpoczęciem niedzielnej mszy, a i miejsca stojące były już tylko z tyłu. A na dziedzińcu stały mamy z niesfornymi dziećmi. Sama często dojeżdżałam tu właśnie, bo w mojej parafii nie było dziecięcej mszy, a tylko na takiej wytrzymywały moje przepełnione energią córki.                 
 Przeprowadziłam się do Łazisk i po kilku tygodniach stwierdziłam, że to nie przypadek. Że na każdej mszy jest po prostu mniej ludzi. A przecież nie wyprowadzili się...

Był czas, że każdy miał tu swoje miejsce.

poniedziałek, 30 maja 2011

Jak moja mama mówi nie, to nie.

 
2. Nie obawiaj się postępować wobec mnie stanowczo.
Ja to wolę, bo daje mi to poczucie bezpieczeństwa. (J.Korczak)

 Na scenę wchodzą rodzice z chowu bezstresowego. Z tego co widzę, to jedni do życia podchodzą lajtowo, niczym się nie przejmują i albo dzieciom pozwalają na wszystko (żeby ich nie stresować), drudzy nie pozwalają na nic (chyba- żeby nie stresować siebie- ale nie jestem przekonana, że to działa). Jest jeszcze trzecia grupa, ale to mozaika wielu typów, a ja nie o rodzicach, a o dzieciach chciałam pisać. Zacytuję więc:
-Nie da rady. Jak moja mama mówi NIE, to NIE.
-No to masz przechlapane.
-No. Ale za to jak mówi TAK, to TAK.

Często widzę rodziców, którzy ustępują dziecku, bo: płacze, krzyczy, tupie, kopie, szczypie, bije, wyzywa... Repertuar jest szeroki. Ostatnio usłyszałam: "Jak mi nie pozwolisz, to zadzwonię na Niebieską Linię i powiem, że się nade mną znęcasz." - To było do mamy.

sobota, 28 maja 2011

APEL TWOJEGO DZIECKA

Kto to był Janusz Korczak, wiedzą chyba wszyscy. Chyba?!
Był lekarzem, a jednocześnie pedagogiem. Utworzył w Warszawie dwa domy dziecka i w nich pracował. Kochał dzieci i potrafił o nie walczyć. Do końca. Kiedy prowadzono ich na śmierć, mógł uratować swoje życie. Nie chciał, nie mógł zostawić dzieci. Poszedł z nimi do gazu.
 Jego "Apel..." jest aktualny do dziś. Czasem odnoszę wrażenie, że dziś jest bardziej aktualny, niż wtedy...
 
1. Nie psuj mnie, dając mi wszystko, o co Cię poproszę.
Niektórymi prośbami jedynie wystawiam Cię na próbę.

 Niektóre dzieci to chodzący koncert życzeń, o czym z dumą informują chętnych czy niechętnych słuchaczy. Kiedyś usłyszałam: "Moja córka nie będzie chodziła w butach z byle jakiego sklepu. Ostatnio musiałam wydać na jej sandały 350 złotych. A ja mam za 40 zł z Auchan..." No to powodzenia. A co będzie dalej?
Nie psuj mnie, dając mi wszystko, o co Cię poproszę.

niedziela, 1 maja 2011

Jedziesz do jakiegoś Oszonka?

 Moi znajomi nie mają auta. Teraz często budzi to zdziwienie, bo w wielu rodzinach każdy dorosły ma swoje, a czasem ilość samochodów przekracza wręcz ilość uprawnionych do ich prowadzenia. No, ale ja nie o tym w końcu.
 Ci znajomi mieszkają w miejscu jak z bajki- wszędzie daleko. Sklepy w pobliżu są drogie- jak to na wsi. Ich sąsiadka pracuje w mieście, dojeżdża samochodem. Często pada pytanie "Nie jedziesz przypadkiem do jakiegoś Oszonka? Bo mi się cukier kończy." Sąsiadka nie robi problemu, bo rozumie, że każdy grosz się liczy- zwłaszcza, że to zakup hurtowy- od razu 10 kilo- bo znajoma często piecze, robi kompoty i inne przetwory. Więc pada odpowiedź "Nie ma sprawy" i choć nie zawsze jest to dokładnie po drodze, w najbliższym czasie na stole mojej znajomej ląduje paczka cukru.
 Ostatnio byłam na wsi i taka sytuacja: Znajomy potrzebował deskę i poszedł do sąsiada. Oczywiście deskę dostał, po czym został poproszony o pożyczenie szczotki malarskiej, bo sąsiadka miała przywieźć, ale zapomniała. (Przywiozła za to 10 kilo karmy dla psa znajomych, bo to taniej wychodzi.) Normalne dla mnie byłoby w tej sytuacji, że znajomy powiedziałby, że nie ma sprawy. Ze zdziwieniem usłyszałam, że eee... musiałby iść po nią do góry. Nie wiem w końcu, czy tej szczotki pożyczył, czy nie, bo pojechałam do domu. Ale na miejscu sąsiadki, to chyba bym na drugi raz powiedziała, że eee... auto narzeka, że go kółka bolą tak jeździć.

sobota, 12 marca 2011

Open Air Library

 Co to jest?
Ot, budynek z modernistyczną fasadą, a w nim
 kilka klas szkoły podstawowej, kawiarnia i biblioteka, która gromadzi ponad 20 tys. książek.
Gdzie?
W Magdeburgu.
Co w nim dziwnego?
A to, że nawet w nocy możesz bez zapisywania się wypożyczyć  książkę. Zwracając ją, przynosisz też  inną, swoją, którą już przeczytałeś i nie jest ci potrzebna. Stawiasz je samemu na półkach, do których dostęp jest przez 24 godziny na dobę – biblioteka nigdy nie jest zamykana. I już! Fajnie, prawda?
Ale u nas, póki co, to utopia. I obawiam się, że "póki co" potrwa jeszcze tak długo, ze nasze wnuki i prawnuki nie doczekają zmiany.

poniedziałek, 28 lutego 2011

Witaj.

Wstałam, popatrzyłam za okno- szaro.
A wczoraj tam, gdzie byłam, obudziło mnie słońce.
Czyżby znów wszystko wróciło na stare tory? Tak szybko???
Niemożliwe!

Witaj, nowy dniu!
 Jakikolwiek będziesz. (Tu miejsce na uśmiech :)

sobota, 12 lutego 2011

A nasza klasa była taka fajna...


 Słuchałam piosenki Kabaretu Skeczów Męczących i z rozczuleniem pomyślałam o początkach Naszej- Klasy... Między jednym a drugim kliknięciem parzyłam herbatę, prasowałam, obierałam ziemniaki na „jutrzejszy” obiad... Ładowało się wieki całe, ale mimo – rzec by można- spartańskich warunków (kojarzyły mi się zawsze z górskimi schroniskami, w których czasem spało się na podłodze, kiedy się przyszło za późno, żeby się załapać na łóżko ;) - był jakiś klimat. No bo rzeczywiście- złapać kontakt z kimś, kto dawno wyjechał za granicę i nie widziałam go od dawna, to było coś. Sama byłam ciekawa, co u moich znajomych z klasy jednej czy drugiej, co u moich uczniów (oj, a było ich już trochę...)... No a teraz, kiedy serwery szaleją i jeszcze nie pomyślę, na jaką stronę chciałabym przejść, a ona już mi się wyświetla, stwierdziłam, że to już zupełnie inna bajka. Atakują mnie reklamy, zapraszają mnie ludzie, których na oczy nie widziałam (bo biją rekordy kto ma więcej znajomych), otrzymuję „łańcuszki szczęścia” czy też „nieszczęścia”, pływa koło mnie jakiś dziwny ŚLEDŹ, którego nie mogę się pozbyć... ueh! W tej chwili najlepsza w tym wszystkim jest przypominajka, która informuje mnie o urodzinach. No chyba, że ktoś napisał sobie, że ma 100 lat, a nazywa się np. Trąba Jerychońska. Takim jednak dziękuję i w ten sposób ubywa mi jeden znajomy. I zostało mi ich zaledwie :/ coś około 600. Przy czym to są osoby, które naprawdę- w mniejszym lub większym stopniu znam, choć niektóre są ode mnie kilka razy młodsze. Ale co to za klasa??? Kiedyś mogłam wysłać informację do wszystkich np. z mojej klasy z podstawówki. Teraz- zapomnij. Wmieszali się w tłum, a klasy nie istnieją. Zostały jedynie fora- beznadziejne zresztą. No, przecież to już nie Nasza-Klasa. Teraz to jest „miejsce spotkań”. Tylko w tym miejscu już nie mam ochoty się spotykać. To tak, jakby z mojej ulubionej kafejki zrobili bar szybkiej obsługi. Chyba przestanę przychodzić, bo mi się tu już nie podoba... Trochę szkoda...

poniedziałek, 31 stycznia 2011

Życie na wysokich obcasach.

Zdarza mi się, że wchodzę na plotkarskie strony. A co! I zauważyłam hasła typu: „Szok! Bez makijażu nie wygląda jak gwiazda.” Albo: „Co się z nią stało? Postarzała się???” „***nie dba o siebie” (tzn poszła na zakupy w dżinsach i kurtce). Dla takiego gwiazdora makijaż, krawat albo kreacja od Diora czy innego Zienia jest po prostu trochę bardziej eleganckim mundurkiem do pracy. Jak to dobrze, że górnikom i stoczniowcom nie każą chodzić na co dzień w roboczych ubraniach. Albo pracownikom przetwórni ryb... (!). Bo taki sędzia to by miał przynajmniej trochę bardziej reprezentacyjny ubiór, choć figury to on nie podkreśla ;) Lekarz też by pewnie wolał nie latać ze stetoskopem w charakterze naszyjnika. Dobrze, że nie jestem gwiazdą :))) Nie muszę pokazywać się zawsze na wysokich obcasach, w koniecznie nowych ciuchach i z makijażem. Mogę pozwolić sobie na luz i pozwalam! Wprawdzie też mam taki zawód, że wiele rzeczy mi „nie wypada” i nie mogę liczyć nigdzie na to, że jestem anonimowa (znienacka spotykam kogoś znajomego np. w Kościelisku, na Babiej Górze albo w Bernie(!) czy Pcimiu Dolnym), ale grono ludzi, którzy mnie znają, jest znaaaacznie węższe. Na szczęście!

sobota, 29 stycznia 2011

Marzę o normalnej rozmowie...

Przeglądałam komentarze pod artykułem dotyczącym obchodów rocznicy katastrofy smoleńskiej. Ile jadu w tych wypowiedziach! I to bez względu na orientację polityczną czy światopogląd. Łączy tych ludzi nienawiść, zaślepienie i zazwyczaj niewybredny język. Często też wypowiedzi te cechuje głęboka nieznajomość polskiej ortografii. Gdyby ktoś oceniał społeczeństwo tylko po wypowiedziach takich internautów, wypadlibyśmy kiepsko. Szukam forum, na którym można by pogadać kulturalnie i bez bólu serca (ta ortografia!).

piątek, 28 stycznia 2011

Przerwa.

Dla niektórych słowo przerwa ma wydźwięk pejoratywny. Dziura, szczelina, brak, niebyt...  Pamiętam książkę Stanisławy Fleszarowej- Muskat "Przerwa na życie". I mimo, że dla mnie była hmm... kontrowersyjna, podobała mi się.  A najbardziej podobał mi się tytuł. Zawsze dawał mi do myślenia. No bo kiedy żyć, jak nie w przerwie pomiędzy? To mi bardzo współgra z horacowskim ;) "Carpe diem".