piątek, 28 grudnia 2012

Nauczycielowi puściły nerwy.

Oglądałam program "Blisko ludzi", a w nim oczywiście o szkole. Uczeń drugiej klasy gimnazjum od dłuższego czasu nie pozwalał szanowanemu, doświadczonemu nauczycielowi z 26-letnim stażem prowadzić lekcji, prowokował go, a kiedy temu puściły nerwy, zwyzywał go i podniósł na  niego rękę, młody nagrał to i wrzucił do Internetu. Rozmowa dziennikarza z panią z ministerstwa (?)... "Wina leży po obydwu stronach" - no, tu racja- nie powinien mimo wszystko tak zareagować. Mimo wszystko. Ale pokażcie mi kogoś, kto zareagowałby spokojnie (i skutecznie) na jego miejscu. Bo można to ignorować i udawać, że nic się nie dzieje, ale to wcale nie stłumi agresji ucznia- wręcz przeciwnie- doda mu skrzydeł. "Szkoła powinna reagować wcześniej" - szkoła tak prawdę mówiąc ma związane ręce i pani z ministerstwa dobrze o tym wie. Gdyby było inaczej, szkoły dostałyby konkretne wytyczne. A nie ma. "Nauczyciel jest przygotowany do takich sytuacji." Bzdura! Żadne studia nie uczą, jak reagować w takiej sytuacji. Ani żadne kursy czy szkolenia. Bardzo bym chciała, żeby za biurkiem- na miejscu bezradnego nauczyciela stanęła czasem mądra pani z ministerstwa.

Łamanie zasad

 Mam taką zasadę- nie daję pieniędzy tym, którzy stoją pod sklepem i proszą o to. Nie bierze się to z niechęci do pomagania, bo jest we mnie jakaś wewnętrzna i nie zawsze uświadamiana potrzeba pomagania bliźnim, ale pieniędzy nie daję. Kupuję natomiast coś do jedzenia (wiem, wiem- ja mu kupię jedzenie, a ktoś inny da na piwo- ale przynajmniej coś zje i moja pomoc ma jakiś sens), czasem tabletki albo jakieś środki czystości...
 Dziś czekałam w Żorach na dworcu na moje dziecko, kiedy podeszła do mnie kobieta w nieokreślonym wieku i... niepierwszej świeżości. Poprosiła o pieniądze. Powiedziałam jej, że nie daję pieniędzy, ale mogę kupić coś do zjedzenia- ucieszyła się. Pani z apteki poratowała ją gorącą herbatą. Okazało się, że w pobliżu nie da się o tej porze niczego kupić... W tym czasie moje dziecko przyjechało i już nie było czasu szukać gdzieś dalej. Dałam pieniądze ("Bardzo chcę wierzyć, że kupi pani za to jedzenie"), była wdzięczna... A ja mam mieszane uczucia- złamałam zasadę, ale jak tu nie pomóc...

wtorek, 25 grudnia 2012

Moja matka...

Po prostu nie cierpię tego określenia. Wiem, że obiektywnie nie jest to określenie pejoratywne, ale na mnie działa jak płachta na byka. A moje dziecko lubi go używać. I wtedy rodzi się konflikt. Chyba zacznę na nie mówić "Emilko", bo tego nie lubi. To tak w odwecie.

Wesołych Świąt...

...choć te święta wcale wesołe nie są. Przynajmniej dla mnie. Są decyzje, które nigdy nie są łatwe, a szczególnie w takie dni. Kiedy trzeba kogoś odrzucić dla jego dobra- to nie jest  łatwe. Ale tak trzeba, bo inaczej może być tylko gorzej. Dla wszystkich. Wiem, że tak trzeba było, ale mi ciężko. Bardzo. I dlatego te święta nie są wesołe. I nie będą, choćby mi tego wszyscy życzyli.
Ale jest Ktoś, kto te święta uratował tak w ogóle... moje Dziecko. Dziękuję.


poniedziałek, 10 grudnia 2012

Naiwność ludzka...

 Traktuję ludzi poważnie i nie sprawdzam na każdym kroku ich prawdomówności, bo sama nie mam zwyczaju mijać się z prawdą (choć ostatnio mi się zdarzyło, ale to już w akcie rozpaczy ;).  Zaskoczyły mnie moje dzieci, bo mieli do nich "wbić na chatę" znajomi, ale zgubili się w wielkim mieście Żory i dotarli bardzo późno, więc padło pytanie, czy mogą u nas zostać na noc, bo głodni, zmarznięci i musieliby zaraz wracać, a w domu byliby bardzo późno. Nakarmiłam towarzystwo i zgodziłam się pod warunkiem, że zadzwonią do rodziców i powiedzą, gdzie są i że wrócą jutro ("Tak, wiedzą i zgodzili się") i uznałam sprawę za załatwioną. Zostawiłam im do dyspozycji laptopa i telewizor, bo chcieli oglądać filmy, naparzyłam dzbanek herbaty i poszłam popracować, żeby mogli się nagadać. Towarzystwo poszło spać nad ranem, a ja do tego czasu zdążyłam przeczytać lektury, które czekały na mnie od dłuższego czasu ;)
  Rano obudził mnie telefon i rozmowa Młodego z mamą "Gdzie jesteś? Tu ciebie policja szuka!" Zadziałało lepiej niż filiżanka mocnej kawy. Okazało się, że młody WYSŁAŁ SMS-a! Myślałam, że dokonam rękoczynu, ale powstrzymała mnie myśl o moich własnych dzieciach, którymi chcę poopiekować się jeszcze parę lat. Moje Starsze Dziecko stwierdziło, że woli nie myśleć, co ja bym zrobiła, gdybym była na miejscu mamy Młodego. Zapewniłam, że miałby szlaban na wyjścia do pełnoletności, na co moje Dziecko zaniemówiło na chwilę- że aż tak...
  Nie zamierzam zamknąć domu, ale pewne, że nasi goście będą W MOJEJ OBECNOŚCI dzwonić do rodziców i rozmawiać na temat noclegu u nas. No cóż- byłam naiwna- ale tylko raz. Nie zamierzam być pośrednią przyczyną czyjegoś zawału.

sobota, 1 grudnia 2012

Ta dzisiejsza młodzież?

Wczoraj byłam świadkiem wypadku na pasach. Po drodze z pracy wstąpiłam po małe zakupy. W pewnym momencie przebiegł koło mnie mężczyzna i ominął samochód, który zatrzymał się przed przejściem dla pieszych. W pierwszej chwili pomyślałam "Facet, co ty robisz? Wbiegasz na drogę i nawet nie sprawdzasz, czy coś nie jedzie!" Zmroziło mnie, kiedy zauważyłam, że drugim pasem jedzie jasny samochód (stanowczo znajomość marek nie jest moją mocną stroną), który nawet nie zwalnia. A jest to przejście przed szkołą podstawową, wisi tysiąc pięćset znaków o tym informujących- w tym popularna "Agatka". Facet przefrunął przez maskę i wylądował obok samochodu, a zachowanie kierowcy było karygodne. Zatrzymał się wprawdzie na chwilę, wysiadła kobieta- żona zapewne- która sprawdziła, czy poszkodowany żyje i pomogła mu wstać (czy może raczej zabrała go sprzed samochodu, żeby go nie przejechać), ale kiedy ja podeszłam i zapytałam, czy w czymś nie pomóc, odjechał. To się chyba nazywa ucieczka z miejsca wypadku? Jakiś młody chłopak zapamiętał i zapisał numer rejestracyjny. Na szczęście mężczyzna ma tylko potłuczoną nogę i nie chciał nawet pojechać na pogotowie, ale wzdłuż drogi są barierki i gdyby uderzył o nie głową, mogłoby się skończyć gorzej. Proponowałam, że odwiozę go na pogotowie, ale nie chciał. On, stary górnik, twardziel- na pogotowie? Bardziej przejął się brudnymi spodniami, niż nogą.
 To było wczoraj, a ja do teraz widzę człowieka przelatującego przez maskę. I jest mi wstyd za dorosłych. Bo kierowcą nie był młodzieniec w wieku do lat 26 (to oni płacą wyższe składki za OC), ale dojrzały mężczyzna. I nie chodzi o to, że zdarzył się wypadek, bo wina leżała tu po obydwu stronach (kierowca nie zwolnił przed przejściem, pieszy wbiegł na jezdnię slalomem), ale totalny brak odpowiedzialności. Kierowca nawet nie zainteresował się stanem poszkodowanego. Zbiegł z miejsca wypadku. Facet, który mógłby być dziadkiem moich dzieci. A chłopak, który pewnie mógłby być moim synem, przyszedł pomóc.

wtorek, 27 listopada 2012

Nocne Polaków...

Ostatnio doczytuję "Lepiej palić fajkę niż czarownice" ks. Bonieckiego i podoba mi się coraz bardziej. Jednocześnie czytam "Wyobcowaną młodzież" MacDowella. Zupełnie inna bajka. Ale też niezłe. 
 Jestem po nocnych Polaków rozmowach w wykonaniu mojego Dziecka. Zawsze to lubiło - odkąd urodziło się Młodsze a jest między nimi tylko 14 miesięcy różnicy. Od zawsze było bardzo werbalne - nauczyło się mówić bardzo wcześnie, a kiedy miało 16 miesięcy, nadawało już na maksa- całymi zdaniami. Ale dziś mnie powaliło. Od 6.00 jestem na nogach, do 16.30 w pracy, potem na chwilę u Mamy, na 18.00 spotkanie, do Tesco po jakieś pieczywo i do dooomuuu. Szybka reanimacja kolejną już dziś kawą (wiem! Wiem, że to głupie i niezdrowe!), wyżej wspomniana rozmowa...  No i teraz nie mogę zasnąć- co mi się ostatnio zdarza bardzo rzadko. Dobrze mi tak! Tylko że za dwie godziny muszę wstać. Przykre. 

Tolerancja

Zawsze lubiłam ludzi, którzy mieli odwagę być sobą bez względu na okoliczności- oczywiście, jeśli nie krzywdzili tym samym innych ludzi. Moje dziecko ma kolczyk w nosie, za co ganią mnie niektórzy znajomi i chyba straciłam w oczach niektórych, ale co tam. Mam wspaniałe dzieci - mimo, że nie lubią sprzątać i czasem używają zbyt- hmmm "młodzieżowego języka". (Myślą, że nie wiem ;). Kocham je bardzo i lubię. Lubię też ich przyjaciół i nie przeszkadzają mi ich kolorowe włosy i kolczyki. Bałam się, że - pod wpływem niektórych :/ wyrosną na nietolerancyjne, ksenofobiczne istoty... Hehe... Dobre.

niedziela, 25 listopada 2012

Mój bliźni...

     "Odpowiedział Jezus: Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom." (z J 18, 33b-37)

 Ile razy słyszę albo czytam ten fragment, widzę tłumy pod pałacem prezydenckim, czerwone peleryny, słyszę ojca R i jego wyznawców, księdza N... i jego wyznawców... I zastanawiam się, czyimi oni są sługami. Bo nie Jezusa. Bo Jego Królestwo nie jest z tego świata. Amen.
 Kiedy czytam wypowiedzi ludzi, którzy wycierają sobie usta prawdami wiary, a nie widać tego w ich życiu (niestety, są w tej grupie również księża), muszę bardzo starać się nie oceniać ich i nie walczyć z nimi. Nie pójdę na rynek miasta, żeby modlić się za pana K czy pana D. Zrobię to w zaciszu mojego domu- bo tak trzeba. A świadectwo o mojej wierze dam poprzez miłość do bliźniego- każdego- bez względu na kolor skóry, przekonania polityczne, sposób ubierania lub spędzania wolnego czasu czy orientację seksualną. Bo to moi bliźni. Jest nim nawet dres spod budki z piwem... :/

sobota, 17 listopada 2012

To twoja mama mnie lubi?

Ostatnio moje dzieci poznały nowych ludzi. I miałam okazję tych ludzi poznać. Są fajni- choć dla niektórych pewnie kontrowersyjni... Ja ogólnie lubię ludzi, choć niektórych może trochę bardziej.
 Zastanawia mnie natomiast zdziwienie znajomych moich dzieci- "To twoja mama mnie lubi?" No, kurcze, co za ludzie ich otaczają na co dzień, że są zaskoczeni tym, że ktoś dorosły ich lubi? Czy dorośli naprawdę otoczyli się tak wysokim murem przed tym "groźnym młodym pokoleniem"? Tylko dlaczego potem twierdzą, że to młodzież jest trudna???

wtorek, 19 czerwca 2012

Gagarin

-Kto to był Gagarin?
-No, ten- eee... Adolf Gagarin. Pierwszy człowiek na księżycu?
  Spuśćmy zasłonę milczenia. Bo niestety, to nie dowcip wymyślony, żeby było śmiesznie.

niedziela, 10 czerwca 2012

Cała Polska czyta dzieciom


„Kto czyta książki, żyje podwójnie” – Umberto Eco

 Ten, kto nie czyta, wzruszy ramionami. Przecież jest tyle innych rzeczy do zrobienia. I życia szkoda, żeby siedzieć nad książką. A potem – siada przed telewizorem…
Ci, którzy kochają czytanie, zawsze znajdą choć chwilę na to, żeby zerknąć do książki. Może przy porannej kawie, może na przystanku albo w autobusie czy w pociągu… Można też czytać przy jedzeniu, czego ja absolutnie nie potępiam, pod warunkiem, że zabezpieczy się książkę i nie ignoruje się towarzystwa, czyli je się solo. Wtedy książka zastępuje dobre towarzystwo.
Są na szczęście dzieci, które czytać lubią. I znajdą chwilkę, żeby przysiąść nad książką- w domu, w parku czy – o zgrozo ;) – na lekcji pod ławką! Ścigam to, choć szczerze mówiąc, rozczula mnie ich wielka miłość do książek.
 Mam nadzieję, że czytanie mimo wszystko nie zaniknie. I- że za kilka lat będzie można porozmawiać np. na temat książki Umberto Eco.
 A tak a'propos - czy dziś ktoś wie, kim jest Umberto Eco?