niedziela, 21 września 2014

Polska mistrzem świata!

No cholerka, wreszcie coś się udało bezwarunkowo, bez jakiegoś "ale". Nie jestem zagorzałym kibicem, ale takiego meczu nie mogłam sobie odpuścić. Fajnie mieć mistrza!
Biało-czerwoni mistrzami świata! Dziś cała Polska długo nie zaśnie

wtorek, 2 września 2014

Rozpoczęcie roku szkolnego w Biesłanie.

To było dziesięć lat temu, a kiedy to czytałam, wydawało się, że to tak niedawno. Znalazłam ten artykuł przed chwilą. Uświadomiłam sobie właśnie, że od tamtego wydarzenia panicznie boję się uroczystości szkolnych, w których biorę udział ja albo moje dzieci. W niedzielę nie mogłam sobie znaleźć miejsca, źle się czułam i nie wiedziałam, dlaczego. Teraz już wiem.
 Wtedy dla Putina nie liczyli się ludzie, teraz się nie liczą... Strach się bać... 

piątek, 25 lipca 2014

Ożeż ty!

 Kiedyś miałam poniższe przemyślenia dotyczące poprawności. Nie politycznej, a gramatycznej... 
Później "pewna pani P.. użyła słowa "wziąść" i zamiast - upomniana - przeprosić czy po prostu przyznać, że każdemu, jak widać, zdarza się popełniać błędy, zaczęła dowodzić, że to również jest poprawna forma. Otóż NIE JEST. Ale nie dziwią mnie błędy "maluczkich", skoro sama "pani profesor" idzie w zaparte.

 Pisałam kiedyś na temat użycia w telewizji sformułowania "Na dworzu". Wydawało mi się, że to w którymś z programów typu "Trudne sprawy", ale jest gorzej! Bo te programy można świadomie ominąć i już. Ale to była REKLAMA! Wciskana w środek filmu rodzinnego, w programy dla dzieci, po bajce, przed bajką i gdzie się tylko da. I ta trucizna sączy się w nieświadome niczego mózgi niewinnych dzieci. I one zapamiętują, że w TV mówi się "Na dworzu" (reklama Vanisha), "Orzeźw się" (Hortex)... Kiedyś było "się lśni" (też jakiś środek czystości) i dzieci jak jeden mąż w szkole mówiły mi, że coś się lśni. Teraz co krok, to błąd... Aż boli...

czwartek, 10 lipca 2014

CO TO JEST DWÓRZ?

...zapytałam ostatnio. Obierałam ziemniaki i odmóżdżałam się przy okazji, oglądając "Trudne sprawy" czy coś w ten deseń. I usłyszałam, że ktoś tam był NA DWORZU(!) Ranyjulek!  Są wakacje i może wyłącza (a nie WYŁANCZA) mi się myślenie? Ale nie! Nie ma DWORZA! Jest DWÓR!
  I jest NA DWORZE! Ewentualnie PODWÓRZE. I na podwórzu!
 Kiedyś ogłosiłam na lekcji języka polskiego w 5 klasie konkurs, kto złowi więcej "byków" w ogłoszeniach, reklamach. Dzieciaki przynosiły mi "perełki" z drzwi u szewca, w maglu, z przystanku. Wtedy zgrzytem wielkim wydał mi się napis na drzwiach u dentysty: "PACJĘCI z bólem przyjmowani bez kolejki."
 A teraz w telewizji co krok, to wpadka. Językowa...

poniedziałek, 7 lipca 2014

Granice tolerancji.

 Na dworcu PKP w Katowicach. Idą nastolatki w jeansach, czarnych koszulkach, z plecakami i... włosami w kolorze wiosennej trawy. Nagle z tyłu słyszę: "Ja pier**lę! O, k**wa! Co to jest?" Odwracam się - dwie tlenione dziewczyny prosto z solarium (nie, nie była to naturalna opalenizna), pełny makijaż, niebotyczne obcasy, wściekle różowe mini, eh, powiedziałabym MIKRO!
 Jestem obdarzona dużą dozą tolerancji. Niech każdy ubiera się jak chce, byle stosownie do miejsca (no, bo strój prawie plażowy w kościele to jednak nie przystoi.) Niech ma fryzurę, jaka mu się podoba. I makijaż, jaki lubi. Ale moja tolerancja ma swoje granice. Nie obejmuje chamstwa, wulgaryzmów i... braku tolerancji wobec innych.

Auschwitz.


W piątek byłam z Młodymi w Oświęcimiu. To już drugi raz, ale teraz do Starszej przyjechała koleżanka z Poznania, a ona jeszcze nigdy nie była. Zresztą wtedy nie widziałyśmy wszystkiego, bo nam jeden blok zajmuje nawet godzinę. Nie rozumiem, po co ludzie biorą przewodnika, który w półtorej godziny przegoni ich po całym obozie. Co z tego zapamiętają? Co przeżyją? Rozumiem, że jeśli ktoś przyjechał z drugiego końca Polski, nie nastawia się raczej na zwiedzanie na raty, ale taki "bieg po blokach" nie ma sensu. W większym skupieniu ludzie zwiedzają indywidualnie. Zatrzymują się, czytają, modlą...
Młody zapytał" "Ciociu, czemu tu jest tak mało Polaków?" Chciałam mu powiedzieć, że w czasie roku szkolnego na pewno jest ich więcej, bo wycieczki szkolne... Ale uświadomiłam sobie, że wcale tak nie jest. Kiedy byłyśmy we wrześniu, wycieczki były - i owszem, ale na kilkanaście zagranicznych przypadała jedna polska. Czemu...
A teraz Polaków rzeczywiście było mało: grupa wyrośniętych nastolatków w prawie plażowych koszulkach (poza blokami chyba odreagowywali napięcie, czym zdegustowana była moja Młodsza, ale w środku skupieni i poważni), rodzina z tatą na czele (taki blokers w krótkich spodenkach i z bardzo znudzoną miną). I ten dialog:
-Długo jeszcze? Masz zamiar wszystkie bloki zwiedzać?
-Po to tu przyjechaliśmy. Dwa mamy już za sobą.
-To ja idę do samochodu. Mały, idziesz ze mną? Kupię ci loda. (Synek poszedł z tata na loda, mama z córką zwiedzała dalej.)
 Moi byli raczej milczący. Kiedy schodziliśmy do piwnicy w Bloku Śmierci, Młodsza (choć większa ode mnie) trzymała mnie kurczowo za rękę. Tam się czuło śmierć. Tak po prostu. Bardziej nawet, niż pod Ścianą.
W sobotę mieliśmy jechać do Brzezinki, ale bagaż wrażeń był chyba jednak za duży. Pojechaliśmy za to do Goczałkowic na lody. Siedzieliśmy nad wodą i oglądaliśmy kaczki. Zaczęły się wakacje. Przynajmniej dla mnie.

czwartek, 19 czerwca 2014

A ZA NASZYCH CZASÓW...

Znalazłam zdjęcia... no właśnie z czasów, które już jakiś czas temu się skończyły, a przez osoby raczej niemłode wspominane są z łezką w oku i komentarzem: "A za naszych czasów..." Można je TUTAJ obejrzeć.

Wspaniała niemiecka gościnność...

Niemiecka gościnność? (To tak a'propos artykułu , który przeczytałam)  Pierwsze słyszę... Dokładność - o, to tak. Duma - to też. Ale gościnność... To o polskiej przysłowiowej gościnności się mówi ("Zastaw się, a postaw się") i kiedy przyjeżdżają do nas znajomi z Niemiec, to zawsze są zaskoczeni przyjęciem ("Co to za uroczystość u was?")... Ale i mnie spotkało coś miłego w Niemczech. Było to dawno temu w małym bawarskim miasteczku Amberg. Wracaliśmy z Taize' i zatrzymaliśmy się tam na nocleg. Lokalna społeczność przyjęła nas bardzo gościnnie w domu parafialnym. Ale potem zaprosili nas do zwiedzenie miejscowej szkoły, gdzie na głównej ścianie wisiała mapa, na której Górny Śląsk leżał na terenie Niemiec. Wtedy zastanowiłam się, czy przyjęliby nas tak serdecznie, gdybyśmy byli z innego rejonu... I przestało mi być miło. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu, do biednej Polski.
Kiedy przeczytałam cały artykuł, zrozumiałam, że "gościnność" była wypowiedziana z przekąsem.

piątek, 6 czerwca 2014

NOWY ELEMENTARZ

Miała już być druga część. Nie ma jej. Na pytanie "Kiedy?" pani minister odpowiedziała "Jak będzie, to będzie." No cóż, wychodzi chyba z założenia, że na realizację podstawy programowej nauczyciel ma 3 lata... Ale to można zrobić BEZ PODRĘCZNIKA.

piątek, 2 maja 2014

TRZY SITA PRAWDY.


Któregoś dnia zjawił się u filozofa Sokratesa jakiś człowiek i chciał się z nim podzielić pewną wiadomością.
- Posłuchaj Sokratesie, koniecznie muszę ci powiedzieć, jak się zachował twój przyjaciel.
- Od razu Ci przerwę - powiedział mu Sokrates - i zapytam, czy pomyślałeś o tym, żeby przesiać to, co masz mi do powiedzenia przez trzy sita?
A ponieważ rozmówca spojrzał na niego nic nierozumiejącym wzrokiem, Sokrates tak to objaśnił:
- Otóż, zanim zaczniemy mówić, zawsze powinniśmy przesiać to, co chcemy powiedzieć, przez trzy sita. Przypatrzmy się temu.

- Pierwsze sito, to sito prawdy. Czy sprawdziłeś, że to, co masz mi do powiedzenia, jest doskonale zgodne z prawdą?
-Nie, słyszałem, jak o tym mówiono, i...
-No cóż... sądzę jednak, że przynajmniej przesiałeś to przez drugie sito, którym jest sito dobra. Czy to, co tak bardzo chcesz mi powiedzieć, jest przynajmniej jakąś dobrą rzeczą?
Rozmówca Sokratesa zawahał się, a potem powiedział:
-Nie, niestety, to nie jest nic dobrego, wręcz przeciwnie?
-Hm! - Westchnął filozof. - pomimo to przypatrzymy się trzeciemu situ. Czy to co pragniesz mi powiedzieć, jest przynajmniej pożyteczne?
-Pożyteczne? Raczej nie...
-W takim razie nie mówmy o tym wcale! - powiedział Sokrates. - Jeżeli to, co pragniesz wyjawić, nie jest ani prawdziwe, ani dobre, ani pożyteczne, wolę nic o tym nie wiedzieć. A i tobie radzę, żebyś o tym zapomniał...


Michel Piquemal "Bajki filozoficzne"

Od razu muszę się przyznać, że ściągnęłam od KOMINKA, a skąd On... ?

sobota, 8 marca 2014

Dla kogo zabawki?

 Kiedyś była taka dobra i mądra zasada, że bohaterowie książek i filmów dla dzieci byli w wieku odbiorców. Dlaczego więc zabawki dla małych dziewczynek wzorowane są na postaciach dorosłych? Czy lalkami bawią się dorosłe kobiety czy choćby nastolatki? Nie. Bawią się nimi dziewczynki - coraz krócej zresztą. Kilkulatce kupujemy kosmetyki dla dzieci, a do kilkunastolatki mamy pretensje, że się maluje.
 Kilkuletnim chłopcom kupujemy pistolety, czołgi i gry - strzelanki, a potem mamy pretensje, że urządzają bójki, że są agresywni.
 To my, dorośli podsuwamy dzieciom zabawki, które powodują, że zbyt wcześnie interesują się sprawami dorosłych, a z drugiej strony chcielibyśmy, żeby jak najdłużej zachowały niewinność. Dla kogo w końcu kupujemy te zabawki? Dla dzieci? Dla siebie?

niedziela, 2 marca 2014

Wielodzietni.

Gotuję obiad i oglądam brytyjski program ""Wielodzietni". I zastanawiam się - jak to jest do cholery, że u nas taka rodzina żyje z piętnem niezaradności i najczęściej bieduje. U nas rodzice łapią każde zajęcie, żeby zaspokoić potrzeby dzieci, tam rodzice są na zasiłku... U nas rodzina z kilkorgiem dzieci nie zawsze może mieć samochód, bo  pięcioosobowy to za mało, a większy jest za drogi. Tam rodzina ma busik albo dwa i po krzyku. U nas ledwo wystarcza do pierwszego, tam raz w tygodniu wychodzą do restauracji na obiad. Tam wyjeżdżają całą rodziną do parku rozrywki, do kina, na wycieczki...
 Ja zabrałam dzieciaki do Multikina. Za pięć biletów zapłaciłam 110 zł. Wyjście do Zoo kosztuje porównywalnie, nie mówiąc o teatrze. Nie samym chlebem żyje człowiek!

sobota, 22 lutego 2014

Po co ty tam POSZŁEŚ?!!!!!

Zdarza mi się zasiąść przed telewizorem, kiedy obieram ziemniaki, albo wycinam kółeczka dla dzieciaków z przedszkola i oglądać coś głupiego. Dziś włączyłam Polsat i właśnie był program Dlaczego ja. Na dzień dobry usłyszałam "Po co ty tam POSZŁEŚ?" Niech mi nikt nie mówi, że rażące błędy językowe (i to nie tylko takie) powodują, że postać jest bardziej wiarygodna. Znam mnóstwo ludzi, którzy nie są wykształceni i nie mają specjalnie wyszukanego języka, ale nie mówią POSZŁEM czy WYSZŁEM! Telewizja czy chce, czy nie chce, pełni rolę edukacyjną. Jeśli dziecko usłyszy, że pani w telewizji tak mówi, będzie przekonane, że tak jest poprawnie. Zresztą nie tylko dzieci tak myślą. Jeśli ktoś nie jest pewien, szuka potwierdzenia wokół siebie. Jeśli dalej pójdziemy tą drogą, już wkrótce normą będzie POSZŁEM, WYSZŁEM, PRZESZŁEM I DOSZŁEM! O zgrozo!