Był czas, że łaziski kościół pękał w szwach. Ławki były zajęte na długo przed rozpoczęciem niedzielnej mszy, a i miejsca stojące były już tylko z tyłu. A na dziedzińcu stały mamy z niesfornymi dziećmi. Sama często dojeżdżałam tu właśnie, bo w mojej parafii nie było dziecięcej mszy, a tylko na takiej wytrzymywały moje przepełnione energią córki.
Przeprowadziłam się do Łazisk i po kilku tygodniach stwierdziłam, że to nie przypadek. Że na każdej mszy jest po prostu mniej ludzi. A przecież nie wyprowadzili się...
Był czas, że każdy miał tu swoje miejsce.
Kościół, nie tylko ten łaziski, bardzo mocno zabiega o to, żeby coraz mniej ludzi, szczególnie młodych, znajdowało w nim swoje miejsce.
OdpowiedzUsuńChciałem napisać coś więcej, nawet już miałem gotowy tekst (o księżach z Łazisk, o dziwnym zaangażowaniu pseudopolitycznym Kościoła w Polsce itd.), ale niech to pierwsze zdanie będzie prologiem i epilogiem jednocześnie.
Na szczęście nie wszędzie i nie zawsze. Sama znam księży, którzy nie są księżmi z zawodu. Nie wymienię ich tu, bo mogłabym o kimś zapomnieć (paru ich jest)- a są to m.in. księża, którzy kiedyś byli w Łaziskach (nie tylko wikarzy i niekoniecznie dawno ;)
OdpowiedzUsuńChciałam napisać: nie są księżmi TYLKO z zawodu.
OdpowiedzUsuń