Wczoraj byłam świadkiem wypadku na pasach. Po drodze z pracy wstąpiłam po małe zakupy. W pewnym momencie przebiegł koło mnie mężczyzna i ominął samochód, który zatrzymał się przed przejściem dla pieszych. W pierwszej chwili pomyślałam "Facet, co ty robisz? Wbiegasz na drogę i nawet nie sprawdzasz, czy coś nie jedzie!" Zmroziło mnie, kiedy zauważyłam, że drugim pasem jedzie jasny samochód (stanowczo znajomość marek nie jest moją mocną stroną), który nawet nie zwalnia. A jest to przejście przed szkołą podstawową, wisi tysiąc pięćset znaków o tym informujących- w tym popularna "Agatka". Facet przefrunął przez maskę i wylądował obok samochodu, a zachowanie kierowcy było karygodne. Zatrzymał się wprawdzie na chwilę, wysiadła kobieta- żona zapewne- która sprawdziła, czy poszkodowany żyje i pomogła mu wstać (czy może raczej zabrała go sprzed samochodu, żeby go nie przejechać), ale kiedy ja podeszłam i zapytałam, czy w czymś nie pomóc, odjechał. To się chyba nazywa ucieczka z miejsca wypadku? Jakiś młody chłopak zapamiętał i zapisał numer rejestracyjny. Na szczęście mężczyzna ma tylko potłuczoną nogę i nie chciał nawet pojechać na pogotowie, ale wzdłuż drogi są barierki i gdyby uderzył o nie głową, mogłoby się skończyć gorzej. Proponowałam, że odwiozę go na pogotowie, ale nie chciał. On, stary górnik, twardziel- na pogotowie? Bardziej przejął się brudnymi spodniami, niż nogą.
To było wczoraj, a ja do teraz widzę człowieka przelatującego przez maskę. I jest mi wstyd za dorosłych. Bo kierowcą nie był młodzieniec w wieku do lat 26 (to oni płacą wyższe składki za OC), ale dojrzały mężczyzna. I nie chodzi o to, że zdarzył się wypadek, bo wina leżała tu po obydwu stronach (kierowca nie zwolnił przed przejściem, pieszy wbiegł na jezdnię slalomem), ale totalny brak odpowiedzialności. Kierowca nawet nie zainteresował się stanem poszkodowanego. Zbiegł z miejsca wypadku. Facet, który mógłby być dziadkiem moich dzieci. A chłopak, który pewnie mógłby być moim synem, przyszedł pomóc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz