sobota, 13 lipca 2013

Sześciolatki w szkole.

   Pracuję w szkole już wiele lat. Kiedy zaczynałam, uczyłam w budynku wynajętym przez szkołę - nie było dzwonków, przerwy regulowałam sama... Miałam 31 uczniów. Pracowało mi się rewelacyjnie i myślałam, że to idealna forma. Ale to sprawdziło się tylko w tej klasie. Od kiedy w nauczaniu zintegrowanym (!) nie ma podziału na przedmioty i lekcje, zmieniłam zdanie. Uczniowie i zespoły klasowe wymagają indywidualnego podejścia, a nie wrzucenia do jednego worka.
 Tak samo jest z sześciolatkami w szkole. Od zawsze uważałam, że w pierwszej klasie jest miejsce dla zdolnych sześciolatków, które są na tyle DOJRZAŁE, żeby rozpocząć naukę w szkole, dla przeciętnych siedmiolatków i dla ośmiolatków, które potrzebują jeszcze czasu. Kiedyś trafiały do nas dzieci z odroczeniem obowiązku szkolnego. Teraz TAKIE SAME dzieci przychodzą do szkoły jako sześciolatki, bo sąsiadka swojego też posyła, to ja nie będę gorsza. A kiedy wejdzie w życie obowiązek posyłania do szkoły sześciolatków??? Biedne dzieci! I biedni nauczyciele...
 Dziecko to nie plastelina, z której lepi się co chce, a jak się nie uda, to można z niej zrobić kulkę i zacząć od nowa! Kiedy dzieci zaczną być traktowane jak ludzie?

Magnez wynikiem syntezy chemicznej???!!!

Właśnie obejrzałam reklamę jakiegoś preparatu magnezu. Ze zgrozą. Bo - albo ze mną jest coś nie tak i zapomniałam wszystkiego, czego się nauczyłam swojego czasu w szkole, albo ci, którzy są twórcami reklam do tej szkoły w ogóle nie chodzili. Dowiedziałam się bowiem z reklamy, że jest tylko jeden preparat magnezowy, gdzie jest NATURALNY MAGNEZ. W innych natomiast magnez jest wynikiem SYNTEZY CHEMICZNEJ! No to po co ja się uczyłam chemii przez sześć lat?

Co zrobić z dzieckiem podczas wakacji?

  Szkoła powinna działać też w czasie wakacji, żeby było gdzie dziecko zostawić najlepiej na dziesięć godzin, no bo trzeba dojechać do pracy, wrócić, jeszcze jakieś szybkie zakupy zrobić… W przedszkolu na te dwa miesiące dziecko jeszcze można zapisać na wakacyjny dyżur, ale za rok? No cóż - ten problem będzie powtarzał się co wakacje. Pozostaną kolonie, lato w mieście (lub też na wsi) babcia, ciocia... Pamiętam fantastyczne wakacje z kuzynkami! Pierwszy tydzień spędzałam u jednej kuzynki, następny u drugiej.  A potem kuzynki były u mnie przez kolejny tydzień,  bo ich mamy też pracowały. W ten to sposób mamy zapewniały nam trzy tygodnie wakacji w doborowym towarzystwie. Koszty? Tylko za dodatkowe atrakcje, bo jedzenie zapewniały kolejne ciocie, a rachunek się wyrównywał. A więzi rodzinne się zacieśniały. Do dziś lubimy się odwiedzać i w razie potrzeby wspieramy się. Można? MOŻNA! Tylko trzeba ruszyć głową. I trzeba chcieć też trochę pozajmować się "nie swoimi dziećmi".

   I tu pojawia się problem. Bo nie każdy lubi, kiedy mu się po domu plącze ktoś obcy. I nieważne, że to dziecko rodzonej siostry, kuzynki czy najlepszej koleżanki. Jak jest moje dziecko, to się mu bajkę puści i załatwione, a jak cudze, to trzeba coś wymyślić, dzieci zająć… Lepiej, żeby szkoła coś zorganizowała. W końcu nauczyciele mają tyle wolnego… 

piątek, 21 czerwca 2013

Chcę, że by moje dziecko miało już 18 lat.

Nie, nie dlatego, że nie chcę być za nie odpowiedzialna. Chcę, żeby było traktowane, jak człowiek, który myśli, czuje i wie, co się z nim dzieje. Dlaczego?
 Od kilku tygodni boli je głowa tak, że nie może funkcjonować normalnie. Do tego ma zawroty głowy. Żyje od tabletki do tabletki - jeśli zadziała. Chodzimy od lekarza do lekarza, ale każdy poogląda i na tym się kończy. Od cudownego dotyku ból nie przechodzi. Byłam w tym tygodniu na SOR-rze w Ligocie. Spędziłyśmy tam kilka godzin. Wróciłyśmy do domu o wpół do trzeciej w nocy. Na korytarzu kilkoro dzieci - młodszych od mojego i całkiem małych. Niektóre dosłownie leciały z nóg. Najmniejsze spały w nosidłach lub wózkach, trochę starsze na kolanach mam lub przycupnięte na kanapce.
Dlaczego uważa się, że dziecko nie wie, CO je boli, W KTÓRYM MIEJSCU i JAK bardzo. Dlaczego, widząc prawie dorosłe Dziecko, lekarz pyta matkę, co, gdzie, jak i dlaczego boli pacjenta? Ja wiem tyle, ile mi powiedziało. Dwóch na trzech lekarzy bardziej interesował kolor włosów i kolczyk, niż dolegliwości mojego dziecka. Mina mówiła: "Mnie nie boli, więc co mnie to... "
  Czasem myślę, że lekarz wraz z dyplomem powinien otrzymywać w pakiecie taki dar (albo przekleństwo), że kiedy do gabinetu wchodzi pacjent, jego zaczyna boleć to samo i tak samo intensywnie. Uniknęłoby się zbędnych pytań, skróciło czas wizyty, a diagnoza na pewno byłaby dokładniejsza. No i pacjent by miał pewność,że lekarz zajmie się nim, jak samym sobą. No, bo wiedziałby, że jak pacjenta nie wyleczy, to on ZNÓW DO NIEGO WRÓCI. Ze swoim bólem. Same korzyści.
 A ci z NFOZ-u powinni przejąć dolegliwości pacjentów, którzy nie doczekali badań (termin za pół roku albo i lepiej) i umarli. Nie, żebym komuś tu źle życzyła. Ja życzę WSZYSTKIM jak najlepiej. A na początek mojemu dziecku, które cierpi od miesiąca.

sobota, 18 maja 2013

Co to jest penis?

Ostatnio przyszło do mnie dziecko...  (nie, nie prywatne. Te już są wyedukowane - nie były karmione bajkami, choć ich zapotrzebowanie na wiedzę wystąpiło wcześniej, niż bym sobie życzyła - między innymi z winy mediów, które wtrącają się w wychowanie "mimochodem") Otóż - przyszło do mnie dziecko i zapytało niewinnie "Proszę pani, co to jest penis? Bo mama nie chce mi powiedzieć." Zainteresowałam się, skąd dziecko takie wyrazy zna? "Bo wie pani, jest taki program i tam robią takie operacje. Różne. I on się nazywa Doktor Szczyt" No więc ja udaję głupią i pytam, czy ten program się tak nazywa i czy dziecko razem z mamą ten program ogląda. "Ja oglądam tylko reklamy, ale mama chyba widziała, bo powiedziała, że to nie jest dla dzieci. A jak zapytałam, dlaczego jedna pani chciała ściskać penis piersiami, to się wkurzyła." No to się nie dziwię. Sama się "wkurzam", kiedy widzę tę reklamę. Bo samego programu można uniknąć i po prostu go nie oglądać. Ale reklamy nachalnie wciskają się między programy "rodzinne" i naprawdę trudno je ominąć. A, do cholery, to ja decyduję, kiedy mam uświadomić dziecko i w jakim stopniu, a nie telewizja! Ciekawe, czy ci, którzy układają program i decydują, kiedy jaka reklama się pokaże, mają swoje dzieci i czy są one już uświadomione...

Hello Kitty.

Usłyszałam dziś, jak moje dzieci czytają coś z neta i zaśmiewają się do rozpuku. Kiedy sama przeczytałam spłodzony przez Łukasza R. artykuł, opadły mi ręce.  Zdaniem tego pana Hello Kitty stanowi wielkie zagrożenie dla naszych dzieci, jest dziełami i narzędziem szatana. Jednym tchem wymienił też:
1. Monster High 
2. Barbie
3. Pokemony
4. Halloween
5. Harry'ego Pottera
6. Dragon Ball
7. Trupie czaszki na ubrankach 
i zabawkach
8. Batmana i... Konika Pony.
Sama nie przepadam za większością z nich, ale nie wrzucałabym wszystkiego do jednego worka. Monster High są zwyczajnie brzydkie, Pokemony i Dragony poza tym, że są koszmarkowate, niestety powodują wzrost agresji - i to nie jest teoria - obserwowałam to w szkole, trupie czaszki budzą mój niesmak - nie tylko na dziecięcych ubrankach, a Harry Potter i Batman to po prostu filmy (bo z filmów większość ludzi ich zna) nie dla dzieci. Barbie z kolei jest nienaturalnie chuda i wprawia dziewczyny w kompleksy. Niebezpieczeństwo jest, ale nie tam, gdzie pan Łukasz R. go szuka. Przypomina mi się polowanie na czarownice... 
 Ten, kto nie widzi prawdziwych zagrożeń, szuka sobie erzatzów. 


piątek, 17 maja 2013

Motywacja negatywna.

Przychodzą moje dzieci ze szkoły.
Ja: Jak minął dzień?
Dziecko:  Nieźle. Odpowiadałam z angielskiego.
Ja: No i?
Dziecko: I nic. U nas dostaje się jedynkę za złą odpowiedź.
Ja: Za dobrą chyba też coś?
Dziecko: Mamo... Coś ty?
Ja: To chyba nienormalne?
Dziecko: Ona taka jest. Nic nie poradzisz. (Starsze potwierdza)

Uczniowie się pogodzili z tym, że nie dostają zapłaty za pracę. W przyszłości będą godzili się na byle jaką pracę, byle jaką zapłatę, byle jakie życie... To chore. A ja się jeszcze zastanawiam, czy ta pani chętnie pracuje za darmo? Pewnie psioczy -słusznie, zresztą- na godziny kartowe (karciane lub też karne, bo różnie są przez nauczycieli nazywane dwie godziny, które muszą przepracować za darmo). Jeśli jeszcze pani przeszkadzają dzieci, to powinna pomyśleć o zmianie zawodu. Czym prędzej. Póki ją zechcą gdziekolwiek. Póki nie jest za stara. Od lat pracuję z dziećmi i mając do wyboru marchewkę i kij, wybieram marchewkę. I mam efekty. Ta pani woli kij. Za parę lat czeka ją spotkanie z następnym pokoleniem rodziców (znają swoje i swoich dzieci prawa). Życzę jej szczęścia. A będzie trzeba naprawdę BARDZO dużo.

sobota, 27 kwietnia 2013

A my nie chcemy uciekać stąd !?

Polska się starzeje. Młodzi wyjeżdżają w poszukiwaniu lepszego życia. Może łatwiejszego, może nie... Teraz  świat jest mały - bierze się dowód osobisty, portfel i wsiada do pociągu albo samochodu. Kiedyś wyjechać z kraju znaczyło czasem - wyjechać na zawsze. Ja nie wyobrażałam sobie tego, że mogę zostawić moją rodzinę, moich znajomych, moje miejsca... Jestem drzewem, a dorosłych drzew się nie przesadza. Umierają wtedy. Znalazłam piosenkę Jacka Kaczmarskiego i Przemysława Gintrowskiego "A MY NIE CHCEMY UCIEKAĆ STĄD!" Wzruszenie ściskało mi gardło, kiedy śpiewał ją Jacek Wójcicki. To była MOJA PIOSENKA. A teraz? Rozumiem tych, którzy chcą innego życia, którzy nie chcą być znów oszukani. I znów się łza kręci - teraz, niestety, powód jest inny...
 Ale piosenka świetna!

niedziela, 17 lutego 2013

Dworzec PKP w Katowicach

 W sobotę odbierałam córkę wracającą z Torunia. Ponieważ w internecie nie podano numeru peronu, musiałam wjechać na parking. Za 3 minuty postoju zapłaciłam 6 złotych. Na wyświetlaczu nie było numeru peronu. Pani w kasie powiedziała, że ona sprzedaje bilety i mam sobie iść do głównego budynku (???) bo tam jest informacja. W przejściu - prawie na końcu- znalazłam rozpiskę przyjazdów - oczywiście peron 5! Ten, kto często jeździ, wie, gdzie jest, ale dla takich podróżników, jak ja... A co ma zrobić ktoś, kto w Katowicach jest po raz pierwszy, ma przesiadkę i 5 minut do odjazdu pociągu? Na dworcu ZERO informacji, jak dojść na ten nieszczęsny piąty peron. Powinny być strzałki po byku, a tu ****   Żeby tam dojść spod kasy biletowej, trzeba mieć 10 minut. Wszystkiego najlepszego, jeśli idzie się z walizkami, torbami itp. Jest bezpośrednie przejście z dworca, ale oczywiście w remoncie. I pewnie będzie to ostatnie oddane do użytku miejsce, bo ci, którzy o tym decydują, nie jeżdżą pociągami. Żeby dojechać samochodem w okolice peronu piątego, trzeba objechać pół Katowic, bo wszędzie są zakazy skrętu w lewo. Zdążyłam cudem, zaparkowałam na chodniku na awaryjnych i nawet się z moim dzieckiem nie przywitałam, tylko popędziliśmy do samochodu. Ponieważ Katowice są ogólnie w stanie nie nadającym  się do użycia, zrobiłam rundę honorową aż pod Spodek i wreszcie z Placu Wolności mogłam podjechać (niemal) pod dworzec - tym razem z drugiej strony, żeby pojechać do domu.
 Nie napiszę, jakie słowa cisnęły mi się wtedy na usta, ale nie były to słowa ogólnie uznane za przyzwoite.
 A panią z kasy baaaardzo serdecznie pozdrawiam.
 I tym, którzy tak mądrze to wszystko zorganizowali, życzę długiej i uciążliwej podróży - bez względu na to, czym pojadą lub też polecą.

piątek, 4 stycznia 2013

Pomoc starszym w cierpieniu według Owsiaka.

"...demencja starcza, alzheimer. Te choroby dotykają nie tylko seniora, ale wszystkie osoby, które żyją w jego otoczeniu, często wręcz degradują całe rodziny. W takich momentach pojawia się ostrożnie podejmowany u nas temat eutanazji. Ja bym się nie bał rozpocząć dyskusji na ten temat. Osobiście dopuszczam taki sposób pomocy, bo ja to tak rozumiem- eutanazja to dla mnie pomoc starszym w cierpieniach." /Jerzy Owsiak/

  I w tym momencie pan Owsiak stracił w moich oczach bardzo wiele. Uważałam go zawsze za człowieka wrażliwego, myślącego... Jego wypowiedź jednak świadczy albo o bezmyślności, albo- co gorzej- o zakłamaniu. Już nie jest dla mnie tym człowiekiem, którego znałam i podziwiałam od lat. Nie mam do niego zaufania. I zastanawiam się- kiedyś zbierał na pompy infuzyjne dla ratowania życia. Może teraz zbiera na inne ustrojstwa- dla "humanitarnego" pozbywania się ludzi starych (czytaj: niepotrzebnych)? Może to miał na myśli, rzucając tegoroczny temat: opieka geriatryczna? No, handel "skórami" już przerabialiśmy...
  Nawet, jeśli odszczeka... przepraszam- odwoła swoje słowa przed przed 13 stycznia, do czego nawołują politycy w liście do tego pana, już się nie przekonam ani do niego, ani do jego Wielkiej Akcji. Tyle przegrać!- jak to mówią moje dzieci... Noblesse oblige, panie O! Noblesse oblige!